
Nie, nie skaczesz. Wychodzisz za to z domu i już myślami jesteś gdzieś tam nad morzem, na przykład, niechaj to będzie Gdańsk, widzisz siebie, jak spogląda na ciebie Zatoka, dumasz, ona nic nie musi, identycznie, jak zwierzęta, bo jak zagrożenie to albo walka, albo dezercja, a ty przecież musisz ciągle bić się, ciągle walczyć… Nie możesz tak beztrosko uciec, zmienić barwy, zaszyć się na nieznanej ziemi, prowadzić inne, bezproblemowe życie, nie możesz…
widujesz parę dni później swojego znajomego, z którym wyżłopałeś hektolitry browara, narzekając przy tych wymęczonych kuflach o własnym życiu. Ale teraz on jest nie do poznania, zbliża się swobodnie, ma uśmiech na twarzy. Dziwi cię to, bo chociaż ma więcej zmartwień niźli ty nie sprawia wrażenia mężczyzny zmęczonego przez życie. Pytasz, co się wydarzyło. On po chwilowym zawahaniu odpowiada, że ktoś mu pomógł, nie kochanka, nie podwyżka, nie zwycięstwo w totka. Pomogła mu wizyta u lekarza – u psychologa. Przez moment nie wierzysz w to, co słyszysz, powtarzasz sobie w głowie, że to dla niedołęgów, ale pod naciskiem argumentów swojego kolegi weryfikujesz taką możliwość.
w parę dni później oznajmiasz: psycholog (zobacz również psychoterapia kraków) z Gdańska nie zmienił mojego życia, gdyż sam to zrealizowałem. pokierował mną jedynie jak przejść na jasną stronę mocy, ukazał mi moje trudności, niczym malutkie opiłki w potężnym wszechświecie, a przede wszystkim poukładał moje schorowane myśli. istotnie czuję się lepiej!